Żywa książka
„Mól” – Żywa książka, Rozdział 13 – Poznań
9 czerwca 2015
0

Wszedłszy do ruiny, ze zdziwieniem poczuli się znacznie bezpieczniej. Niewątpliwie przyczyniły się do tego krzyże, wiszące na ścianach: niektóre pięknie wykonane, inne sklecone z gałązek i kawałków sznurka. W chatce czuć było wilgocią, ale też dziwnie mocno – grochówką!
Z przedsionka, poruszając się jedynie w nocnej poświacie, dostającej się przez wyrwy po oknach, weszli przez odrapane drzwi do kolejnego pomieszczenia.
– Słodki Jezu – wyrwało się Ociepce na widok rzęsiście oświetlonego pokoju, znacznie większego, niż mógł przypuszczać po widoku zastanym u podnóża pagórka. Przy kuchence spirytusowej, na której gotowała się tak smakowicie pachnąca strawa, siedział mężczyzna w kapturze, teraz opuszczonym, przez co wzrok trójki przyjaciół błądził po głębokich bliznach, gęstszych, niż jego nieliczne, jak się okazało, zmarszczki.
– Bronek i kompania – powitał ich, nie podnosząc wzroku – Może w końcu Ociepka, który dokończy sprawę? – Westchnął głęboko i zakrztusił się nagle. Jego kaszel wzmógł się, kiedy przez drzwi w głębi weszła, dość hałaśliwie, stara Ociepkowa, nestorka-nieboszczka.
– W końcu jesteście – stęknęła, zupełnie jakby nie leżała w trumnie od sporego kawałka czasu. Nawet różańce były na swoim miejscu. Chudziutka podeszła do garnka, powąchała chochlę zupy` i znacząco spojrzała na oszpeconego kucharza.- Poczęstuj ich, Tolfik, rychło!
Helenie nie udało się ukryć rozbawienia, gdy odbierała z jego rąk wyszczerbiony kubek pokaźnych rozmiarów. Tolfik wyraźnie się zmieszał – W latach dwudziestych to nie było śmieszne imię! A o Hitlerze jeszcze nikt nie słyszał, młoda damo! – Powiedział z wyrzutem. Kiedy cała trójka została zaopatrzona w parujące kubki – każdy wielki i z innego kompletu, wzbogacony o aluminiowe łyżki – znów odezwała się sympatyczna zjawa, zapraszając ich na piętro budynku.
– Ale jakie piętro? – zwątpił Napoleon, pewien zachowanego w pamięci obrazu budynku.
– Nie zastanowiło cię, Mały Kapralu, że na ten pokój też by pod strzechą nie starczyło miejsca? – zaśmiała się bronkowa babka. Przytaknęła jej Helena – Przecież spod drzwi też się nie sączyło światło, jak żeśmy tu się ładowali.
– Oto są zalety bycia po przemarszu własnego, że tak powiem, anielskiego orszaku, moje dzieci. – Zakończyła, nie przestając się uśmiechać. – A teraz za mną.
Izba na piętrze przypominała biuro detektywistyczne z filmów lat czterdziestych. Jedna ze ścian zakryta była mapami sztabowymi najbliższych okolic, na pozostałych powieszone były zdjęcia umundurowanych ludzi, obwieszczenia w języku niemieckim i sporo fotografii dzieci w wieku szkolnym, niektóre wyrwane z dokumentów, inne z albumów rodzinnych, przedstawiały śmiesznie poważne szkraby w towarzystwie rodziny, zapewne rodzeństwa i rodziców. Pośród nich powtarzała się postać znanego im już człowieka w cylindrze, tu znacznie młodszego. Nieco dojrzalej wyglądał w mundurze, którego czapkę ozdabiała charakterystyczna czaszka ze skrzyżowanymi piszczelami.
– To właśnie von Lipnick, przed wstąpieniem do NSDAP znany monachijski dandys, nigdy nie zrezygnował z tego czarnego walca na głowie. – Wyjaśniła babcia.
– Jego ducha widzieliśmy wchodząc do lasu? – Zapytał Napoleon.
– Nie – odpowiedział Tolfik – Tak samo jak ja… Nie jestem martwy, niestety.
– Przecież nie wyglądasz na więcej, niż trzydzieści lat! – wytrzeszczyła oczy Helena – Jak to możliwe, skoro jesteś sprzed wojny?! – Duch babki i Tolfik wyraźnie posmutnieli.
– To właśnie dlatego tu jesteście. Dlatego też ten potwór eksperymentował na dzieciach, których część macie na zdjęciach wokół. – Głos babki Ociepkowej łamał się, jak na chwilę przed wybuchem płaczu. – Po wojnie nie wiedzieliśmy, że skryje się w tych lasach, później ja sama byłam za stara, baliśmy się też, że esbecja wpadnie na trop Tolfika, to nie były dobre czasy dla partyzantów. Miałam nadzieję, że ojciec Bronka się tym zajmie, jemu jeno tylko flaszka w głowie… Posłuchajcie opowieści starej i martwej kobiety, w trzydziestym dziewiątym byłam jeszcze nastolatką, a kiedy upadła obrona, wstąpiłam w szeregi partyzantów. Od tego roku też von Lipnick na polecenie swojego führera szukał lekarstwa na starość… Na śmierć. Był to projekt „Euphrosyne”, sztandarowa operacja grupy Grazienbataillon… Opowie wam o tym Tolfik, był ich królikiem doświadczalnym…