Żywa książka
„Mól” – Żywa książka, Rozdział 14 – Wrocław
9 czerwca 2015
0

Tolfik spojrzał na babkę porozumiewawczo i ze spokojem. Wziął głęboki oddech, wraz z którym wyprostował się na krześle. Oczy miał zamknięte. Ramiona oparł na wygodnych podłokietnikach. Krzesło zaskrzypiało pośród ciszy, która narastała wraz z oczekiwaniem na opowieść odległych dla naszych młodych bohaterów czasów. Opowieści niosącej już z kilku zdań wstępu babki Ociepkowej podmuch grozy i zaniepokojenia w młodych umysłach. Kolejny głęboki oddech Tolfika spowodował, iż wszyscy w chacie nabrali powietrza mocno w płuca w tym samym momencie, jednocześnie coraz bardziej się w niego wpatrując. Dalsze wdechy i wydechy pomagały Tolfikowi przywołać tamte wspomnienia, czuł je coraz bardziej w ciele, stawały się coraz bardziej wyraziste. Lekko poprawił się na krześle, jakby mościł się by było mu wygodniej. Przy długim wydechu otworzył oczy i niskim, zachrypniętym głosem zaczął mówić:
– Eufrozyna w mitologii niosła radość i wdzięk… Podobnie miało być w przypadku projektu, o tej samej nazwie, von Lipnick’a i jego führera. Przynajmniej dla niektórych… – krzywo uśmiechnął się pod nosem Tolfik, mając na myśli pomysłodawców przedsięwzięcia. – Byłem dzieckiem kiedy mnie zabrali. Zresztą jak każde z nas. Rodziców nie pamiętam, wiem tylko, że zostali wywiezieni z dala od wsi… – przerwał na chwilę by wziąć kolejny, naprawdę głęboki oddech. – Von Lipnick urzędował w opuszczonym niedaleko stąd średniowiecznym klasztorze. Cele zakonników zostały przerobione na pomieszczenia laboratoryjne, magazyny i gabinety, w których mieszkali pomocnicy von Lipnick’a oraz gdzie przetrzymywane były dzieci. Mieliśmy ładne freski w pokojach – uśmiechnął się Tolfik – Tylko one pozostały po świetności klasztoru. Modły mnichów przerodziły się w płacz dzieci, obrazy świętych zastąpiły przedstawienia kultywowanej przez tutejsze tajne stowarzyszenie, pogańskiej Eufrozyny. Swoją drogą, pięknej delikatnej kobiety, zawsze ukazywanej w kwiatach. – Wzrok Tolfika lekko umknął w bok. – Oj przepraszam. – opamiętał i sam wyrwał się z zadumy Tolfik. – Przepraszam, iż odbiegłem od tematu, ale z okresu przetrzymywania mnie w klasztorze pamiętam głównie właśnie te obrazy.
Babka Ociepkowa spojrzała na Tolfika wymownie, a wzrok ten wyrażał dwie jej myśli: Jak może on myśleć o pogańskiej kobiecie umieszczonej w jakże uświęconym miejscu, i to teraz kiedy opowieść o czymże innym odbyć się ma. „Eh, mężczyźni nigdy z tego nie wyrastają”, powiedziała sobie w duchu i zacisnęła usta w dziubek niezauważalnie kiwając głową.
– Tak, tak, ekhm… – odchrząknął Tolfik i począł opowiadać dalej. – Jedno zdarzenie przychodzi mi na myśl, które najmocniej odcisnęło się w mej pamięci. Jak zawsze przy klasztorze był kościół. Po kilku latach badań nade mną, zaprowadzono mnie do niego. Uchyliłem drzwi kruchty i przekroczyłem próg. Wnętrze zapomnianego przez ówczesnych gospodarzy kościoła przesycone było mistycznym nastrojem, oddanym ciemną strefą prezbiterium i prawie niewidocznych w półmroku majestatycznych rzeźb drewnianego, monumentalnego ołtarza. Kroczyłem powoli nawą główną. Mym oczom ukazywały się zdewastowane przez żołnierzy obrazy i rzeźby. Zapach starego drewnianego kościoła, mroczna sceneria zbudowana z kontrastów światłocieni, serce mocno bijące z wrażenia w mojej piersi tworzyły razem niepokojącą atmosferę tajemniczości. Dałem się jej uwieść. Zamknąłem oczy i z każdym oddechem czułem się wolny. Wówczas w mym umyśle ukazała się Eufrozyna. Uśmiechnęła się i wyciągnęła ku mnie rękę w geście zapraszającym. Podszedłem kilka kroków. Ona ułożyła dłoń na swej piersi, z której w moją stronę wypuściła strumień wina. „Pij i bądź wieczny” powiedziała. Wtedy też poczułem swąd palonego drewna. Sam von Lipnick podłożył ogień. Kwestia spalenia kościoła nie była dla niego ważna, ważny był efekt – czy chłopak przeżyje. Ogień rozprzestrzeniał się bardzo szybko. Płonące belki ze stropu zaczęły na mnie spadać. Nie miałem gdzie uciec. Kręciło mi się w głowie. Wtedy też uświadomiłem sobie, że to nie tylko od dymu, ale też od podawanych mi przez von Lipnick’a mikstur. Byłem odurzony. W mojej wyobraźni wciąż jednak miała miejsce wizja Eufrozyny i dźwięczały jej słowa „Bądź wieczny”… Przeżyłem, stojąc na samym środku nawy głównej.
– Czy Twoje blizny na twarzy…? – zapytała nie kończąc zdania Helena.
Tolfik kiwnął potwierdzająco głową. Tym razem Helena wzięła głęboki oddech i żałowała, że zgubiła swoją fajkę gdyż wiele by dała aby właśnie teraz poczuć jej kojący smak.
– Pamiętasz coś jeszcze? Sprzed tego wydarzenia? – spytał Bronek.