Żywa książka
„Mól” – Żywa książka, Rozdział 12 – Olsztyn
9 czerwca 2015
0

Bagna śmierdziały. Nie było by w tym może nic nadzwyczajnego, przecież praktycznie pod każdą szerokością geograficzną bagna śmierdzą jednak teraz było inaczej. Bronek dokładnie wyczuwał, że obok zwyczajowego zapachu stojącej wody, mchu i wilgoci da się wyczuć coś jeszcze, coś co nie pasowało jak fałszywy akord w znanej piosence. Bagna śmierdziały bagnami… i strachem. Człapali gęsiego, starając się stąpać ostrożnie po wystających kępach traw i fragmentach w miarę stałego gruntu. Wokół panował spokój, który młodemu Ociepce kojarzył się nieprzyjemnie ze spokojem cmentarza. Otrząsnął się, sam nie wiedział czy z nagłego lęku czy z zimna.
– Wiecie co jest niebezpiecznego w chodzeniu po bagnach?- zapytał nagle idący na przedzie Napoleon. Z całej trójki to on najlepiej znał okolicę i w wyniku aklamacji został przewodnikiem
– Napoleonie zlituj się…- jęknęła Helena – może w alternatywnej rzeczywistości Twoje dowcipy bywają śmieszne ale to raczej nie jest ta właściwa więc bądź tak dobry i skup się na rzeczach bardziej w tym momencie przydatnych.
– Mianowicie?- zapytał Napoleon.
Bronek w głosie przyjaciela wyczuł lekką nutkę zawziętości i już wiedział czym to się może skończyć. Już miał otworzyć usta i przywołać przyjaciół do porządku jednak pewne sprawy musiały toczyc się ustalonym porządkiem. A sprzeczki między Napoleonem a Heleną do takich spraw należały.
– Mianowicie tym, byśmy z tego diabelskiego miejsca wyszli w jednym, możliwie mało uszkodzonym kawałku. Tak się zawsze chwaliłeś, że znasz okolicę jak własne buty ale patrząc na to co robisz zaczynam wątpić czy aby na pewno dobrana z was para.
– Jeśli tylko przestaniesz jęczeć mi nad uchem to na pewno nas stąd wyprowadzę. Więc proszę Cię byś chociaż na chwilę zajęła się czymś innym niż drażnienie mnie. Zacznij kontemplować swoje paznokcie, wymyślać sposoby walki z głodem na świecie albo licz gwiazdy. Nie pomożesz żadnym z tych zajęć ale może przynajmniej przestaniesz przeszkadzać- odgryzł się Napoleon nagle odwracając się do dziewczyny.
– Ja bardzo przepraszać o wielki Winetoo, blada kobieta nie chcieć obrazić Wielka Tropiciela – odparła Helena, skłaniając się lekko jednak nie tracąc interlokutora z oczu – jednak niech Wielka Tropiciela patrzeć pod nogi bo może upaść i potłuc sobie zad.
Napoleon już nabierał powietrza by ułożona z prędkością światła i dokładnością rzymskiej drogi riposta poszybowała w stronę Heleny gdy oto jej słowa stały się ciałem i chłopak upadł jak długi tłukąc sobie boleśnie miejsce, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę.
– Ooo Wielka Tropiciela upadła i się potłukła, czyżby Wielki Duch opuścił Wielka tropiciela o stłuczonym zadku? – szydziła dalej Helena, stojąc nad gramolącym się z ziemi Napoleonie.
Bronek. który przysłuchiwał się sprzeczce był pod wrażeniem tego, jak bardzo mogła poczerwienieć ze złości twarz Napoleona i czy aby nie jest to niebezpieczne dla zdrowia.
– Ty wredna…- kolejna riposta o ciężarze gatunkowym równym średniej wielkości atomówce miała opuścić usta Napoleona, gdy młody Ociepka postanowił w końcu interweniować.
– Zamilczcie natychmiast oboje – krzyknął. Spojrzeli na niego osłupiali jakby nagle wyrosła mu trzecia ręka dokładnie na środku czoła. – Toczycie jakieś kompletnie bezsensowne spory podczas gdy nasza sytuacja daleka jest od normalności. Wędrujemy w środku nocy, przez śmierdzące bagna do jakiejś zapomnianej przez Boga i Ojczyznę chaty, w której duch mojej pokręconej babki będzie opowiadał nam o nazistowskich zbrodniach i tajnych stowarzyszeniach. Czy tylko dla mnie cała ta historia jakoś nie chce trzymać się kupy? jakby tego było mało okazało się, że jestem jakimś wcieleniem wróżbity Macieja czy innego Nostradamusa i w wolnych chwilach będę mógł pogadać z duchami a przez wasze wrzaski i docinki już zacząłem zapominać jak się nazywam – chłopak przerwał na chwilę by nabrać powietrza i już miał kontynuować gdy odezwała się Helena:
– Bronek to bardzo… głębokie co mówisz i w ogóle, szanujemy Cię ale myślę, że zanim znów zaczniesz prawić nam komplementy odwróć się i spójrz za siebie. Opamiętanie przyszło w jednej chwili. Ostrożnie i powoli młody Ociepka odwrócił się i spojrzał w miejsce wskazywane przez dziewczynę. Z miejsca, w którym stali było widać niewielkie wzgórze, skąpane w bladym i nieco upiornym blasku księżyca. Wyławiał on z mroku zarys chatki, która czasy swojej świetności miała już dawno za sobą. Wyrwane framugi okien oraz drzwi upodobniały domostwo w tym świetle do czaszki szkieletu. Bronek dostrzegł setki czarnych punktów krążących nad dachem i wydających charakterystyczny skrzek.
– Kruki – szepnął chłopak – setki kruków.
– No to chyba eeee… dotarliśmy- stwierdził Napoleon raz po raz masując dół pleców
– No tak, dotarliśmy- Bronek potarł czoło i głośno wciągnął powietrze .
Bagna nadal śmierdziały, ale już jakby mniej strachem.