Ta myśl nie dawała mu spokoju. Co noc męczył go ten sam sen, biegł w ciemności jakby przed czymś uciekał, wokoło mgła i ciemność, a w uszach przeciągły szept – Eufrooozzzyyyyna. Tej feralnej wtorkowej nocy, szept przerodził się w rozdzierający krzyk. Tego było za wiele. Musiał coś z tym zrobić, tak dalej nie mógł żyć.W nocy nie mógł spać, a w dzień rozmyślał. Brakowało mu chęci na spotkania z chłopakami z wioski. Jak każdy Ociepka wierzył w nieczystego. Bał się, że jakieś złe przyczepiło się do niego i chce zawładnąć jego biedną chłopską duszą. Mimo ciążących na nim porannych obowiązków porzucił pracę i niezauważony przez nikogo udał się do jedynej osoby, która mogła mu pomóc. Zmagając się z szalejącym wiatrem, skierował się w stronę żwirowej ścieżki. Minął kościół i rozpoczął mozolną wspinaczkę po stromej ścieżce. Był tak skupiony na swoim nieszczęściu, że nie zauważył kałuży, w którą wdepnął. Zziajany i dodatkowo ubłocony stanął nareszcie przed furtą plebani. Długo czekał nim otworzył mu stary odźwierny Bonifacjusz. Jego wygląd nie napawał nadzieją odwiedzających plebana. Strzecha przyprószona siwizną, byle jakie łachmany i ta przerażająca blizna na prawym policzku nadawały mu charakter rzezimieszka a nie sługi. Starzec poprowadził go dobrze znaną drogą.
Działając w zgodzie z art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE)
2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w skrócie RODO informujemy, że nasza strona przetwarza dane
osobowe zgodnie z wyżej wymienionymi zaleceniami. Więcej tutaj.