Żywa książka
„Mól” – Żywa książka, Rozdział 23 – Kielce
28 września 2015
0

Bronek bez problemu przecisnął się przez otwór. Czego nie można powiedzieć o dryblasie, który utknął, wywijając łapami i warcząc coś w ojczystym języku Josepha Goebbelsa.

Za murem u podnóża niewielkiego pagórka rozpościerało się jezioro otoczone rzadkim lasem. Linia brzegowa przypominała trójkąt rysowany o północy na oddziale deliryków. Przy każdym z jego quasi wierzchołków płonęło pokaźne ognisko.

Młody Ociepka, otumaniony dwuletnią drzemką, ruszył w stronę najbliższego źródła światła, znajdującego się w zachodniej części krainy. Odrealnienie dodawało mu odwagi. Nie wiedzieć czemu, pierwszy raz w życiu czuł się ważny, czuł, że spełnia ważną misję. Stawiał pewne kroki w tajemniczym półmroku, aż pląsające płomienie pozwoliły dostrzec szczegóły.

Przystanął.

Na udeptanej trawie pośród porozrzucanych plecaków, butelek i papierków leżało piętnaście nastoletnich ciał. Niektóre z nich zatykały uszy dłońmi, jakby uśmiercił je jakiś zabójczy dźwięk. Nad pobojowiskiem czuwała zblazowana babinka, opierająca pomarszczony policzek o drewnianą laskę. Bez ruchu patrzyła w ogień.

Bronek ledwo zdążył wzdrygnąć się na szokujący widok, gdy ktoś szarpnął go za ramię.

– Aaaaa aa aa! – wrzasnął jak oparzony, zapominając o całym swoim bohaterstwie.

– Zamknij się, bo jeszcze nas usłyszy – ostrzegł krzyczący szept. – Co tu w ogóle robisz o tej porze, co?

Owym krzyczącym szeptem okazał się uczeń jednej z bieszczadzkich szkół. Uczestnik wycieczki, której znaczna część dopełniła żywota nad trójkątnym jeziorem. Seba, bo tak go wołali, ocalał tylko dzięki rozwolnieniu, którego nabawił się wypijając czteropak tanich piw w autokarze.

– Nie wiem co to było – zaczął poddenerwowany. – Siedzieliśmy se przy ognisku. Baba opowiadała jakieś smęty o swoim życiu, jakiejś wojnie, Niemcach czy coś – jak to staruchy. Co chwilę wymieniała jakieś strasznie pokręcone imię: Ełfrezyna, czy jakoś tak. Nie słuchałem. Zresztą przypiliło mnie i musiałem w krzaki. A gdy wróciłem, zastałem… zresztą sam widziałeś.

– Co powiedziałeś? – ożywił się Bronek. – Jak brzmiało to imię?

– A co to ma do rzeczy?! Cała moja klasa leży tam martwa, a ciebie interesuje jakieś popieprzone imię?!

Krzyczący szept Seby zmienił się w krzyk w czystej postaci i poniósł się echem po całej okolicy. Bronek nie zareagował. Spojrzał tylko zadumany w stronę świecącego punktu po drugiej stronie nieskazitelnej tafli wody, w której odbijało się więcej gwiazd niż zwykle.