Żywa książka
“Mól” – Żywa książka, Rozdział 5 – Olsztyn
9 czerwca 2015
0

Nim młody Ociepka dotarł do domu ulewa rozszalała się nie na żarty. Sfatygowane wycieraczki jelcza z drażniącym uszy piskiem ściągały z przedniej szyby wściekłe ataki nawałnicy. Bronek starał się jechać ostrożnie, zbyt dobrze pamiętał jak łońskiego roku syn starej Naradkowej zginął tragicznie kiedy furmanka, którą wiózł cebulę wpadła w poślizg i przygniotła go. Przydrożny krzyż stał gdzieś tam, jednak młody Ociepka nie wiedział czy już go mijał czy jeszcze nie. W ogóle chłopak prowadził mechanicznie, prawie bez udziału woli. W jego myślach ciągle i wciąż jakiś cichy głos powtarzał jedno imię: – Eufrozyna… – Jakiż to zły duch albo inne licho szepcze mi do ucha to imię? Była by to prawda, że sam Zły siedzi mi za kołnierzem i pcha wprost w piekielne otchłanie?- Bronek wzdrygnął się na samą myśl huczących płomieni i jęku potępionych. Momentalnie przyszło mu do głowy wszystko co wieczorami opowiadała mu jego babka, świeć Panie nad jej duszą, a były to historie pełne strachu i ostrzeżeń. Chłopak bał się babki, gdyż słowa nagany i wezwania do nawrócenia często gościły na jej ustach. “Święta kobieta”- mawiały o niej sąsiadki i właściwie nie była to przesada. W kościele i na wszystkich uroczystościach religijnych miejsce babci Bronka było zawsze tuż przy księdzu. Było w tym coś magicznego, że pojawiała się nagle, jakby znikąd i to zawsze dokładnie w tym samym miejscu. Zawsze z tym samym rozmodlonym wyrazem twarzy, usłużnym przygarbieniem i pękiem różańców na chudych nadgarstkach. Niektórzy mówili, że żywi się jeno źródlaną wodą i czerstwym chlebem i modli się częściej niż oddycha. Bronek osobiście bardzo mocno wątpił w to pierwsze, gdyż babka nie miała własnych zębów a poza tym, to co leciało z kranu w kuchni niewiele miało wspólnego z wodą nawet w ogólnym pojęciu, nie wspominając już o wodzie źródlanej. Niemniej chłopak był pewien, że co jak co, ale wznoszenie modłów było jedynym zajęciem, któremu z wielkim upodobaniem i żarliwością oddawała się nestorka rodu Ociepków. W chwilach, kiedy się nie modliła, przywoływała do swojego pokoju na stryszku swoje wnuczęta i z zapałem misjonarza krzewiła w ich młodych duszach nauki Jezusa i zwykłe mądrości życiowe, które miała zapisane w starym zeszycie. Zeszyt ów, przechowywała w skrzyneczce, która zawsze stała w nogach jej łóżka albo raczej pryczy, na której czasem zasypiała. Po śmierci babki skrzyneczka została tam gdzie zawsze, gdyż była na głucho zamknięta i z tego względu nie nadawała się do niczego. – Może tam znajdę odpowiedź skąd biorą się te głosy w mojej głowie?- pomyślał Bronek, zmniejszając prędkość bo oto wjeżdżał już na rozmokłe podwórze rezydencji rodziny Ociepków. Chłopak wiedział, że jego rodzice od śmierci babki bardzo pilnie i starannie poszukiwali klucza do skrzynki. Krążyły słuchy o jakowychś skarbach tam schowanych. Mimo kilkukrotnego przetrząśnięcia domu wraz z budynkami gospodarczymi po kluczu nie było ani śladu. Jednak młody Ociepka się tym nie przejmował, gdyż doskonale wiedział, gdzie znajduje się klucz do babcinej skrzyneczki. Jedyne co musiał teraz zrobić, to niepostrzeżenie wejść na stryszek, do pokoju babki.