Żywa książka
„Mól” – Żywa książka, Rozdział 25 – Kielce 2
16 listopada 2015
0

Nie był pewien, jakie dokładnie zmysły ma do dyspozycji w tym świecie. Myślokształty odbierał podświadomie, przez jakiś bliżej nieokreślony warkocz spływającej na niego ciepłej siły, przypominającej nieco morską bryzę, ale nie muskającej jego twarzy, a całą duszę. Barwy wirowały dookoła, rozmazywały się w pastelowej mgle, a sam Ociepek czuł się niezwykle lekko. Jakby rzeczywiście był poza ciałem.

Przywołał z pamięci opowieści szkolnych kolegów, którzy przechwalali się jak to w ukryciu przyjmowali przeróżne nielegalne specyfiki. Bilety do innego wymiaru – tak mówili. Pod wpływem tych substancji wyobraźnia mogła przenieść się na zupełnie inny poziom postrzegania rzeczywistości. Jednak w tym świecie to nie narkotyki były kreatorem odczuć i wizji. To było coś niepojętego.

Wzrok Bronka przebijał się między płynącymi postaciami. Przepychał się jak złodziej, którego w tłumie ścigają policjanci. Biegł przed siebie, chłonąc kolorowe myślokształty przechodniów. Z każdą chwilą nabierał jednak przekonania, że cała ta niewypowiedziana życzliwość to jedynie ułuda i kamuflaż dla czegoś niepokojącego. Czuł, że coś tu nie pasuje, że coś zdecydowanie jest nie tak. Otoczenie płowiało wprost proporcjonalnie do jego coraz bardziej podejrzliwego toku myślenia. Z drugiej strony stawał się coraz mniej spokojny i nieufny widząc szarzejący świat. Znów echem w głowie odbijała się Eufrozyna. Jak królowa mroku wkraczała do umysłu Bronka, beznadziejnie od niej uzależnionego. Ledwo już pamiętał tamten wtorkowy poranek sprzed lat – ostatnie chwile spokoju, kiedy słowo Eufrozyna brzmiało raczej jak składnik konserwujący napoje gazowane, a nie symbol jego słabości. Tak dogłębnie przesiąkł obsesją, że nie znał innego życia poza tym, które ostatnio prowadził. Chociaż „życie” to niewłaściwe określenie. On po prostu był, istniał cholera wie gdzie, a wszelka tęsknota za czymś tak abstrakcyjnym jak dom, była tłumiona niczym przeraźliwe jęki zakneblowanego zakładnika.

Podejdź Bronku. – słodki, miękki myślogłos przywołał go w stronę pobliskiej wirtualnej ławki. Wiedział, że nawet nie musi odpowiadać. Jest tu jedynie po to, by słuchać, chłonąć magnetyzm tajemnicy jak obłąkany, który bezkrytycznie przyjmuje kolejne dawki swojego urojenia.

-Masz jedyną szansę, żeby spotkać Eufrozynę. Tego pragniesz, prawda? – kształtociarki przeszyły go na wylot.

Dłuższa chwila milczenia aksamitnej istoty tylko wzniecała ogień ciekawości Ociepki.

– Masz jedyną, pierwszą prawdziwą i ostatnią szansę… Chodź za moim cieniem, a nie pożałujesz. Wejdziesz do Królestwa Eufrozyny raz na zawsze i już nigdy nie będziesz Bronkiem Ociepką. Zaufaj głosowi, który przywiódł cię aż tutaj i wypełnij swoje przeznaczenie. Odkryj tajemnicę. Jestem tu po to, by cię poprowadzić, lecz pamiętaj, że powrotu nie będzie.

– Albo powiedz jedno słowo, a obudzisz się w swojej chacie jako przygłupi syn starej Ociepki i nie będziesz pamiętał niczego, co stało się, gdy pierwszy raz Eufrozyna do ciebie szepnęła.

Wybór był jaskrawo oczywisty. Mimo desperacko krzyczącej gdzieś w oddali jego prawdziwej świadomości, podjął decyzję. Coś tu jednak nadal nie pasowało. Coś… nie grało.