Żywa książka
„Mól” – Żywa książka, Rozdział 22 – Bydgoszcz
19 września 2015
0

Kiedy Bronek się obudził panował półmrok. Leżał wpatrując się w sufit i zastanawiając jak to możliwe, że jest tu już dwa lata. Usiłował poukładać w głowie strzępki ostatnich wspomnień ale wypełniał go chaos i mętlik.

-Siostro, siostro- zawołał mając nadzieje, że pielęgniarka zjawi się szybko i mu choć wyjaśni jak się tu znalazł i jaki dziś jest dzień.

Rozejrzał się wokoło. Pokój był jednoosobowy. Rolety w oknach były szczelnie zasunięte jakby celowo odgradzając go od świata. Czyżby nie wystarczyły mu przez ostatnie dwa lata mocno zaciśnięte powieki snu? Wtedy zauważył jak brudny jest parapet i sznurki od rolet. W doniczce nie było nic poza zgniłą roślinką. Jeszcze raz rozejrzał się po pokoju i ze zdumieniem stwierdził, że nie działa żadna maszyna , ani kroplówka.

Zegar zatrzymał się na godzinie trzeciej.

Poczuł głęboki, dojmujący niepokój. Pomieszczenie śmierdziało stęchlizną a na ścianach widniały wielkie brązowo- zielone zacieki.

Nagle usłyszał jakiś dźwięk.

– No nieee, nie podoba mi się to – mruknął. Delikatnie nacisnął klamkę a drzwi wydały niemiłosiernie głośny dźwięk. Serce mu podskoczyło aż do gardła, słyszał jego stukot tak wyraźnie, że przez chwilę myślał, że zemdleje.

– Weź się w garść….- szepnął niemal bezgłośnie motywując siebie do wychylenia się z pokoju.

Na korytarzu panowała cisza i mrok… Z sufitu zwisały niedziałające już lampy bez kloszy.

– Czy jest tu ktoś? – zawołał. Jedne z drzwi zaskrzypiały i jego oczom ukazała się wielka postać.

Choć nie potrafił tego zrozumieć jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mu , że nie jest bezpieczny. Cofnął się do pokoju nerwowo rozglądając poszukiwaniu jakiejś potencjalnej broni. Mocno szarpnął za roletę. Unosząc ją zrzucił na siebie tumany ciężkiego kurzu i pajęczyn. Gdy chwycił za klamkę szyby zaczęły pękać. Cały budynek drżał w posadach .

Parter – pocieszył się niezgrabnie wychodząc przez okno. Poczuł pod nogami miękką, zdecydowanie za miękką ziemię.

Nie wiedział dokąd, w którą stronę iść. Budynek wydawał odgłosy jakby miał za moment eksplodować.

Jednak gdy zobaczył ciemną postać zmierzającą w jego kierunku nie zastanawiając się nad drogą pędem ruszył przed siebie.

Nie zabiegł daleko. Ledwo bowiem wyhamował przed wielkim, porośniętym mchem i powojem murem.

– no to nie mam szans- wydyszał łapiąc oddech. Wtedy w ciemności dostrzegł pomiędzy liśćmi małe, okrągłe drzwiczki…