Żywa książka
„Mól” – Żywa książka, Rozdział 15 – Zamość
9 czerwca 2015
0

Tolfik westchnął cicho. Przymknął powieki i mocno je ścisnął. Milczał jakby próbował ożywić w pamięci cienie tamtych wydarzeń. Cisza przedłużała się w nieskończoność gdy już myśleli, że zmiażdży ich mężczyzna otworzył swe zasmucone oczy. Jego wejrzenie skrywało długo tłumiony ból i bezdenną rozpacz. Zamrugał nerwowo i spojrzał po obecnych. To oznaczało, że zakończył swoją wewnętrzną walkę i był gotowy by stawić czoła demonom przeszłości.

– Pamiętam choć wolałbym zapomnieć i zniknąć- tu zrobił krótką pauzę i uśmiechnął się gorzko.

– Jak już wspomniałem wcześniej Niemcy rozpoczęli swój projekt w początkowej fazie wojny. Ich eksperyment nie przynosił zadawalających rezultatów i przenieśli się na młodsze obiekty badań, a także…

– To straszne czyli… oni wykorzystywali dzieci ?! pisnęła wstrząśnięta Helena.

– Tak, używali dzieci, bo to one oszukują śmierć. Te wszystkie zdjęcia, które widzicie stanowią namacalny dowód zbrodni jakich w tamtym czasie dopuścił się von Lipnick i jego poplecznicy.

Napoleon z uwagą spoglądał na Tolfika i wtrącił pytanie, które nurtowało go od początku opowieści.

– Panie Tolfik jak to się stało, że trafił pan do naszego klasztoru i stał się częścią tego piekielnego przedstawienia?

– Hmm pamiętam, że to było w 1940 roku, czy to była wiosna, a może jesień? Nie jestem pewny, na pewno nie było śniegu. Uzbrojony oddział niemiecki zakradł się do mojej wsi gdy wszyscy byli pogrążeni we śnie. Wydarli nas rodzicom i zapakowali do wojskowej ciężarówki, dorosłych popędzili w głąb lasu, a zabudowania puścili z dymem. Nigdy nie poznałem ich losu, mogę się tylko domyślać jak skończyli.

– Wracając do mnie byłem tak przerażony, że nie byłem wstanie racjonalnie myśleć, ściśnięty z innymi dziećmi drżałem ze strachu i zimna. Wywlekli mnie w samej koszuli. Gdy Niemcy skończyli z dorosłymi i nas zabrali w tym rozklekotanym pojeździe myślałem, że to było piekło. Jak bardzo się myliłem. Jeszcze nie wiedziałem czym jest prawdziwe piekło. Przez całą podróż siedzieliśmy głodni w zimnej ciężarówce. Jak już przywykłem do tej trudnej sytuacji to pomyślałem, że zabierają nas do Rzeszy. Kiedyś sołtys mówił, że szkopy selekcjonują dzieci i wywożą je na germanizację. Ta myśl dawała mi złudną nadzieję, że nie zginiemy. Gdy po kilku ciężkich dniach dojechaliśmy do klasztoru myślałem, że na zawsze opuściłem Polskę.

Dzieciaki słuchały w skupieniu, z coraz widoczniejszym przerażeniem, teraz dopiero miała rozpocząć się prawdziwa tragedia chłopca, który przeżył i siedział przed nimi. Miał już kontynuować gdy odezwał się Bronek – nikt was nie szukał?

Helena popatrzyła na chłopaka jak na osła.

Tolfik spojrzał na trójkę przyjaciół i odrzekł

– Wy jesteście za młodzi by wiedzieć czym jest wojna. Na każdej parszywej wojnie wszystkie chwyty są dozwolone i to że gdzieś zniknęło kilkoro dzieci nie miało znaczenia. Kto miał nas szukać? Wieś została spalona, mieszkańcy zabici, my byliśmy sierotami skazanymi na zagładę.

– Mimo wszystko tak nie można traktować ludzi, to jest nieludzkie – nie zgadzał się Bronek.

– Dziecko, nieludzkie to będzie to co robili nam jak dotarliśmy na miejsce! – krzyknął ze złością. – Teraz jeśli pozwolisz skończę tę najtrudniejszą dla mnie część i pozwolę ci działać…